Zakończenia

Pisałam już o zmartwychwstaniu, teraz o końcu. Nie jeszcze bloga nie zamykam. Po prostu tak...

Mało kto wie, że zanim usiądzie się do tworzenia opowiadania (filmu, powieści, komiksu, raczej też) dobrze jest mieć już zaplanowane zakończenie. Musi istnieć punkt, do którego zmierzamy. Oczywiście są kozacy, którzy mają szczęście. Zaczynają jak im każe serce i tak w połowie dochodzą do wniosku, że w sumie dobrze by było zaplanować co dalej. Może zdaje to egzamin. Nie wiem. Jednak częściej wpadam na blogi gdzie opowiadanie się urywa w środku porzucone na łaskę i nie łaskę internetowej otchłani; niż na powiedźmy pociągnięte do końca.
Raz trafiłam na perełkę, która opowiadała o grupie cyrkowej. Wszystko tam było na miejscu, ale nagle autorka usunęła bloga. Może bała się plagiatu, nie wiem.
Uzmysłowiło mi to, że nie ma co liczyć na blogi skończone i genialne, bo gdyby historia od A do B była „idealna” to by się autorka nie telepała po blogach, tylko spróbowała wydać. O „doskonałości” porozmawiamy jednak później.
Myślę, że jeśli ktoś nie ma czasu na czytanie, to w kwestii wymyślania zakończeń warto spojrzeć na filmy, anime, nawet bajki. Mamy bohatera i jego problem. Widź/czytelnik na starcie uzna, że musi mu się udać i koniec. Sęk w tym, że nie wie jak i dlatego czyta/ogląda.
To że końcówka była typowa i szczęśliwa to nie błąd. W końcu nie liczy się cel tylko prowadząca do niego droga. Dobrze to widać na podstawie romansów i klasyce fantasy. Wiadomo, że bohaterowie będą razem, ale jak do tego dojdzie i czy skończy się ślubem, a jeśli tak to gdzie wyjadą na miesiąc miodowy i czy będą mieli dziewczynkę, czy chłopca? Wiadomo, że wybraniec pokona czarny charakter, ale jakim przeciwnością będzie musiał po drodze stawić czoła?
Nie wszyscy rozumieją tą magię i potem kombinują jak koń pod górę by zaskoczyć.
Pewna manga skończyła się idealnym chyba happy endem i oczywiście są tacy którym to zrzyta, głównie dlatego że nim do niego dochodzi poziom mangii spada diametralnie, jakby była przeciągana na siłe.
Co prawda jakby główny bohater zginął w walce ze swym przyjacielem, który zszedł na ciemną stronę, ale tak najlepiej po momęcie, w którym fabularnie manga trzymała poziom, ale przed wdrążeniem planu który tą  fabułę zepsuł to część tych bardziej wymagających fanów by nie narzekała. Oczywiście jednocześnie autor musiałby zakończyć nieco inaczej inne wątki, ale na upartego wszystko dałoby radę. Wówczas jednak ci mniej wymagający fani chyba by autora zbluzgali.
Taki przykład. Rozumiecie o co chodzi? Trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść niepokonanym.
Weźmy inny przykład.
Znajoma napisała ciekawe opowiadanie o dziewczynie, która nie wie kim jest i podróżując pomiędzy światami w towarzystwie dziwnych postaci stopniowo poznaje swoje przeznaczenie i wówczas... ucieka twierdząc, że nie chce. Koniec. Czytelnik zaskoczony i zdruzgotany. No bo jak to ona nie chce? Po tym wszystkim? Jednak jakby nie patrzeć opowiadanie przeczytał, bo napięcie było i chciał wiedzieć jak to się zakończy.
Tak więc można zaskakiwać końcówką, ale to nie jest takie łatwe.
Kolejny przykład.
Na innym znów blogu pierwszoosobowa narratorka opowiada o tym jak uczyła się w Hogwarcie, w Slytherinie i nagle zostaje porwana przez Śmierciorzerców. Fabuła zwariowana, wszędzie tajemnice, sekrety, niebezpieczeństwo, a pod koniec ma zostać złożona w ofierze i... umiera. To nie koniec jednak bo okazuje się, że całe te opowiadanie jest historią wymyśloną, lub jakimś urojeniem, bo narratorka podobno przebywa w zakładzie dla psychicznie chorych. Muszę przyznać, że to jedno z lepszych zakończeń jakie w życiu czytałam i to nie tylko jeśli chodzi o blog, ale teksty w ogóle. Choć jest to tylko moja prywatna ocena, bo z drugiej strony zabicie głównego bohatera pod koniec może zostać uznane za pewnego rodzaju chodzenie na skróty. Poza tym pozostaje kwestia czy zakończenie pasowało do reszty opowiadania. 
Przy takich zabiegach jednak trzeba się pilnować. Jeśli pod koniec chcemy zdradzić tożsamość narratora, to wypadałoby wcześniej przez cały tekst uważać by sekretu nie wydać, ale też by trzymało się to całości.
Można by np. opisać śledztwo przeprowadzone przez Sherlocka, a dopiero pod koniec zdradzić, że jest się Wotsonem, albo samym kryminalistą, ale wcześniej trzeba by pisać tylko o tym co narrator wie, lub co podejrzewa. Jeśli mowa o wspomnieniach to ma to ten plus, że narrator wie jak to się skończyło, wyciągnął już wnioski, dopytał Sherlocka. Może dodać, że „wówczas się czegoś nie spodziewał” lub „gdyby wiedział jak to się skończy to...”.
Stawianie wszystkiego do góry nogami jest ryzykowne. Pratchett, Domagalski i Sapkowski próbowali tej sztuki z różnym efektem. Kto jednak zabroni zamknąć odejść z przytupem? 
Zakończenie taką petardą jest o tyle sprytne, że wówczas całokształt nabiera większego znaczenia. O ile oczywiście sami sobie nie zaprzeczamy, to wszystko się układa i ma sens. Oczywiście należy pozamykać watki. W tym celu opłaca się przejrzeć całość jeszcze raz, bo wówczas wychodzą ciekawe rzeczy.
Przykład.
W opowiadaniu postać z otoczenia głównej bohaterki traci oko. Czytelnik o tym zapomniał, ale pod koniec autorka odgrzebuje te wydarzenie nadając mu nowe znaczenie. Okazuje się, że oko w tajemniczy sposób wywołuje dziwny ból w głównej bohaterce.
Wracając do korzeni swojej twórczości do samego początku można czasem trafić na niewykorzystane pomysły. No bo czemu ona jest tak podobna o matki? Bo nie do ojca, co znaczy, że to nie musi być jej biologiczny i bach... mamy mocny zwrot akcji. Choć tak na marginesie jechanie po motywie „to nie moi rodzice” to momentami strata czasu, bo został on już rozjechany na placek i każdy się już takich akcji spodziewa.
Oczywiście tu się pojawiają niuanse typu ile wątków zamknąć, a ile pozostawić tajemniczych. Druga opcja bowiem też nie jest zła. Spójrzmy na Rowling. Tak sparingowała wszystkie ważniejsze postacie (co jak na mój gust nie było konieczne), ale nie wszystko wrzuciła do książki, miała pomysłów nawet więcej niż potrzeba. Oczywiście, mogłaby te pomysły wykorzystać, wcisnąć, ale po co? Jeśli mamy historię w której np. główny wątek opowiada o wybrańcu, który ma pokonać tego złego i gdzieś w tle przewija się wątek miłosny, to nie znaczy, że po pokonaniu tego złego będziemy dalej opowiadać jak to żyje się bohaterowi na „emeryturze” wraz z żoną, bo to już inna historia.
Pięknie zrobiła to Ursula K. Le Guin. Która pisząc o Ziemiomorzu opisała właściwie całe życie pewnego maga, ale tenże mag nie był głównym bohaterem przez cały czas. Nie zawsze też znajdował się w głównym wątku. Czasem przez pół książki przyglądaliśmy się losom pewnej dziewczyny, kompletnie nieświadomi, że...Nie to raczej nie jest spojler, że on się potem gdzieś pojawi.

Książki, filmy, gry, mangi, anime, komiksy... Długo by wymieniać, ale to wszystko jest zwykle nastawione na zysk. Trudno powiedzieć, czy bardziej czy mniej niż zwykle. Żeby zdobyć fanów dzieło musi być udane, przyciągnąć. Potem jednak zaczynają się schody, bo fani chcieli by więcej. Strasznie dla mnie uroczym zjawiskiem jest prośba czytelniczek (panów, nie przyuważyłam) bloga (nie mojego) o napisanie kontynuacji, co jednych pewnie cieszy, ale również uświadamia, że widać nie wszystkie wątki pozamykane. Ogólnie smutne, że ludzie przelecą tekst raz i chcą kontynuację, kiedy jeśli pierwsza część jest naprawdę dobra wystarczy przeczytać ją drugi raz.

Są dwa grupy osób: fani i ci którzy fanami nie są. Ci pierwsi chcieliby by coś trwało, najlepiej wiecznie. Jednak tak się nie da.
Najlepiej jednak zakończyć serie kiedy jest dobra, jest na topie. Póki to ma sens, o czym już chyba wspomniałam wyżej. 

Reasumując:
- Zakończenie wypada w momencie zakończenia głównego wątku;
- Przeciąganie na siłę upośledza powieść;
- Nie wszystkie pomysły trzeba koniecznie wykorzystywać; 
- Zakończenie musi być spójne z całokształtem;
- Nie kierujemy się fanami bardziej niż to konieczne;







Komentarze

  1. Ekchem, czy :"ciekawe opowiadanie o dziewczynie, która nie wie kim jest i podróżując pomiędzy światami w towarzystwie dziwnych postaci stopniowo poznaje swoje przeznaczenie i wówczas... ucieka twierdząc, że nie chce" odnosi się może do Estery? Dobra, nie licząc tego ciekawe, bardzo mi przypomina to co tam było...
    Moim zdaniem to nie zakończenie jest problemem. Ja zakończenie mam zawsze w głowie. Gorzej to jakoś połączyć z resztą... Nawet jeśli wiem co chcę zrobić.
    Poza tym, to co napisałaś jest bardzo ciekawe i po prawdzie- mądre.
    Będę musiała jeszcze raz pomyśleć nad swoim życiem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli powiem że zbieżność fabularna jest przypadkowa, to uwierzysz ;>? Może tylko mi się wydaje ale w ostatnim zdaniu wyczuwam sarkazm.

      Usuń
    2. Wole nie patrzeć na siebie jak na centrum wszechświata ;D Może i bym uwierzyła.
      To nie sarkazm. Tak sobie żartem rzuciłam. I tak tyle razy już nad sobą myślałam...

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Co trzeba przeczytać ? 24 z 100

Łączna liczba wyświetleń