O blogowaniu słów kilka cz 1.
Nie wiem o czy napisać to napisze o pisaniu.
Postacie poznające się w nietypowych okolicznościach, nieprawdopodobne romanse, nieprzeciętne relację między ludzkie, dziwne istoty i luźne podejście do praw fizyki. Długo można by wymieniać to z jakich składników mogą się składać blogowa twórczość amatorska.
Postacie poznające się w nietypowych okolicznościach, nieprawdopodobne romanse, nieprzeciętne relację między ludzkie, dziwne istoty i luźne podejście do praw fizyki. Długo można by wymieniać to z jakich składników mogą się składać blogowa twórczość amatorska.
W takim miejscu na pewno przydaje się
zdrowy dystans, co nie jest proste, bo pisząc po raz pierwszy sięga
się do wnętrza, chce się wszystko wyrzucić bez przepuszczania
przez filtr, a potem jest zdziwienie, że druga osoba odczyta to
jakoś inaczej.
Z chwilą opublikowania słowa nie są
już nasze. Nie jesteśmy w stanie kontrolować tego jak zostaną
odebrane i jakie poniosą skojarzenia.
To pierwszy problem, drugim jest zbyt
ubogie słownictwo i nadużywają "być" i "mieć",
albo przesadne szpanowanie, mieszanie stylów (jak u mnie).
Tacy autorzy często mają mało
informacji o rzeczach, o których piszą. Źle dobierają słowa,
czasem nie rozumiejąc ich znaczenia (karczma, czy tawerna?).
W każdym razie świadoma swoich wad i
faktu, że się dopiero uczę zaczynam się zastawiać, czy po
pokonaniu pewnego poziomu nie mogłabym spróbować jakoś pomóc
innym. Czy moja wiedza jest w stanie coś zmienić w cudzym życiu i
to jest chyba właśnie cel tego bloga – zastanawianie się, które inni mogą nazwać wymądrzaniem się.
Kolejny błąd ludzi z talentem. Potrafią tworzyć klimat, ale trudność sprawia trzymanie jego poziomu,
na dłuższą metę. Wspomniałam o tym chyba w „Zakończenia”.
Jest szkielet – prosty i logiczny, oraz ozdobniki. Brak
konsekwencji objawia się zresztą w różnych postaciach.
Dobrym według mnie sposobne na
utrzymanie klimatu są symbole. Zapamiętywane i przykuwające
uwagę. Można nimi naszprycować ( czy naszpikować ) dzieło, jak w Harrym Potterze
(różdżki, insygnia śmierci, kociołki, miotły...), nadać każdej
rzeczy znaczenie. Miotła – quidicz, kociołek – eliksir itp.
Nawet jeśli symbole nie są specjalnie oryginalne. Czasem kiedy
mówią, że wszystko już było, należy zebrać to wszystko, nawiązać
do jak największej liczby tego co było zamiast szukać na sile
czegoś nowego. A ludzie niech szukają w tym sensu.
Tak jak Bóg stworzył świat i rzekł do człowieka :
"W takim razie pozostawiam tobie znalezienie sensu tego wszystkiego- powiedział Bóg.
I odszedł.”
"W takim razie pozostawiam tobie znalezienie sensu tego wszystkiego- powiedział Bóg.
I odszedł.”
Rezultat na pewno będzie zaskakujący,
a jeśli nawet nie znajdzie się sensu, może choć przyjemnie
będzie się czytać? Kto wie ;-)
Oczywiście mieszanie jest moją
osobistą radą. Inni powiedzą, że są rzeczy, które do siebie nie
pasują. No ale cóż... życie też w tej kwestii potrafi
zaskakiwać.
Do dociekań na temat magii przedmiotów
wpadłam przez czytanie „Portretu Doriana Greya” Oscara Wilda.
Nie polecam, bo to zło, ale tak genialne zło *_*. Hańba autorce
„50 twarzy...” za zhańbienie nazwiska Dorian (tak hańba za zhańbienie, no lepiej tego nie wyrażę jak poprzez powtórzenie)...To znaczy nie
zrozumcie mnie źle. W pierwszej książce facet zasłużył sobie na
coś gorszego niż śmierć, a w drugiej (całej nie czytałam,
ale...) na to by zostać kopnięty w czułe miejsce, potraktowany
paralizatorem, lub oblany zimną wodą. Choć, kto wiem może wziąłby
to za grę wstępna... O_o
Wracając do tematu – Portret. Jeden
przedmiot, a jaka siła oddziaływania.
Jak to usłyszałam na Pyrkonie. Dobrze
jest mieć więcej niż jeden pomysł, co nie oznacza że pisarz z
dobrym warsztatem nie jest w stanie z jednego pomysłu stworzyć
arcydzieło. Nimeniej powiem, że wolę być pisarzem kilku pomysłów
ze średnim warsztatem.
Przedmiot
również objawia się w tytule. Z resztą wszystkie książki o
książkach mają w sobie to coś, jak jest się bibliofilem.
„Złodziejka książek” - Markus Zusak
„Atramentowy Świat” - Cornelia Funke,
„Biblioteka samobójców”- Dagny Kurdwanowska
„Wyznaje” - Jaume Cabré
„Miasto Śniących książek” - Walter Moers (też na swój sposób niebezpieczne, o czym w sumie ostrzega już okładka),
„Cień wiatru” - Carlos Ruiz Zafón
„Zakazana magia” - Trudii Canavan (o archeologu, który odkrywa żywą książkę)
kilka jeszcze przeze mnie nie przeczytanych, a które wypatrzyłam:
„450 strona” - Patrycja Gryciuk ,
451° Fahrenheita - Ray Bradbury (powieść o paleniu książek),
Czarne serce - Elisa Puricelli Guerra (o bohaterze, który wyszedł z książki),
Trzynasta opowieść - Diane Setterfield,
Warsztat książek zakazanych - Eduardo Roca
„Atramentowy Świat” - Cornelia Funke,
„Biblioteka samobójców”- Dagny Kurdwanowska
„Wyznaje” - Jaume Cabré
„Miasto Śniących książek” - Walter Moers (też na swój sposób niebezpieczne, o czym w sumie ostrzega już okładka),
„Cień wiatru” - Carlos Ruiz Zafón
„Zakazana magia” - Trudii Canavan (o archeologu, który odkrywa żywą książkę)
kilka jeszcze przeze mnie nie przeczytanych, a które wypatrzyłam:
„450 strona” - Patrycja Gryciuk ,
451° Fahrenheita - Ray Bradbury (powieść o paleniu książek),
Czarne serce - Elisa Puricelli Guerra (o bohaterze, który wyszedł z książki),
Trzynasta opowieść - Diane Setterfield,
Warsztat książek zakazanych - Eduardo Roca
Yyy, Czarne serce ma fajną koncepcję, ale momentami miałam wrażenie, że zbyt wysokiego poziomu nie reprezentuje. Ale tobie pozostawiam przeczytanie i ocenę.
OdpowiedzUsuńMyslę, że poruszyłaś bardzo ważny temat. Wielu młodych ludzi nie do końca wie jak i co poruszyć. Jak pisać. Choć też częstym błędem jest niestety nie każdy przyjmuje krytykę z dystansem, albo się obraża. Tak też trudno do czegokolwiek dojść.
Jedni nie są w stanie znieść krytyki a inni są uzależnieni od cudzej oceny. Nawet w dorosłym życiu pisarze uzależnieni są od decyzji redaktora.
Usuń